piątek, 15 maja 2015

Co nowego?

Ostatnio tak bardzo wiele dzieje się wokół mnie, że nie mam nawet czasu pomyśleć o blogu. Czuję się zawstydzona, gdy ktoś prosi mnie w Jastarni w Homarze o przepis, a ja podaję mu adres bloga, na którym od dawna niewiele się dzieje. Zbliża się sesja, mój w pewnym sensie ulubiony czas w roku, ponieważ wiem, że zaraz po niej są wakacje i mogę pojechać do pracy, gotować całymi dniami, co często przeklinam kiedy jestem zmęczona lub coś mi nie wychodzi, ale kiedy patrzę na to "z boku" to wiem, że chcę to robić... Chciałabym zajmować się gotowaniem - chciałabym żeby to był mój sposób na życie. I DĄŻĘ DO TEGO!!! 

W tym roku jako prezent urodzinowy dostałam od moich wspaniałych Rodziców kurs w Le Cordon Bleu Paris w Londynie. Strasznie się cieszyłam tym prezentem, sama go z resztą zaproponowałam. Wybrałam kurs zajmujący się rybami i owocami morza, co pewnie tych, którzy mnie znają nie dziwi. 

Spędziłam w Anglii cztery dni, które uświetniali mi Iwonka, Michał i Krzyś - w piątek byliśmy z Michałem w Cambridge, które chyba już zna na pamięć ;) Pokazał mi różne college, chyba można powiedzieć na nie po polsku - wydziały, przepełnione są zielenią, zadbane i studenci też jacyś tacy "fajniejsi" niż w Gdańsku. Później przepłynęliśmy się rzeką Cam, po której porusza się szkutami (ang. punt). Moim zdaniem jest to świetny sposób na zwiedzenie Cambridge. Dopadł nas głód, więc na obiad poszliśmy do włoskiej restauracji Jamie'go Oliver'a. Miejsce, które wygląda jakby było wyciągnięte z planu programu 15 minut w kuchni - stare deski, otwarta kuchnia, loftowy (?) klimat. Jadłam pappardelle z kiełbaską w sosie pomidorowym - ciekawy smak, ale bez fajerwerków. Michał jadł stek, który włosi nazwaliby prawdopodobnie Battuta di manzo - pycha! Był dokładnie taki sam w smaku, jak ten, którego jadłam w Livigno. Na kolację poszliśmy do Rice Thai (o ile mnie pamięć nie myli), gdzie zjedliśmy pyszne krewetki z trawą cytrynową oraz Pad Thai. Jeśli mieszkacie w Trójmieście lub Warszawie to taki sam zjecie w Thai Wok'u. 


Drugiego dnia pojechałam do Londynu na kurs. Nie należę do osób, które łatwo się ekscytują, więc strasznie się zdziwiłam, gdy przed samym wejściem lekko zadrżały mi ręce. Weszłam do raju dla kucharzy - wszyscy w pięknych, czyściuteńkich kucharskich strojach, uśmiechnięci, gotowi na zajęcia i do tego wszystkiego pani sekretarka (z pochodzenia Polka), która wita wszystkich "Hello darling, how are you today?", po prostu wszystko "lovely". Usiadłam ze swoją plakietką i napłynęła na mnie fala radości pomieszana z odrobiną stresu i ta myśl: Boże! Ja muszę tu studiować. Oczywiście od razu wysłałam kilka sms'ów do Mamy i mojego chłopaka... i popłakałam się. Tak, tak - i mnie samej wydaje się to śmieszne i żenujące. O ustalonej godzinie pojawił się Chef Daniel Hardy, który prowadził nasz kurs. Pokazał nam jak filetuje się różne rodzaje ryb oraz jak obchodzić się z różnymi skorupiakami. Pokazał kilka ciekawych dań, a po każdej prezentacji sami zaczynaliśmy gotować i próbować. Pierwszy raz w życiu jadłam na śniadanie mule w winie :) Długo by o tym wszystkim opowiadać, ale wierzcie mi, to był jeden z najlepszych dni w moim życiu. Po kursie od razu wróciłam do Iwony i Michała i wszystko zjedliśmy :)

W niedzielę pojechaliśmy do Greenwich, akurat trafiliśmy na maraton - strasznie ciężko było się tam dostać, ale Michał okazał się być cierpliwy i daliśmy radę! Zwiedziliśmy obserwatorium, było naprawdę fajnie. Po południu poszliśmy na tradycyjne fish&chips z puree z gorszku z dodatkiem mięty. Smaczne, ale to, które jadłam w centrum Londynu było lepsze.

Poniedziałek poświęciłam na zakupy, wieczorem wróciłam do Sopotu. Długo będę wspominać ten wyjazd.


Za niecałe dwa tygodnie dostanę mój Gwiazdkowy prezent - jadę do Warszawy na kurs kuchni francuskiej do Kurta Schellera - na pewno zdam relację jak tylko wrócę.


piątek, 17 kwietnia 2015

Owsianka idealna

Owsianka to, moim zdaniem, najlepsze śniadanie jakie można zjeść - jest pożywna, łatwa i szybka w przygotowaniu a do tego zabija uczucie głodu na długo.
Kaloryczność takiego śniadania to około 225 kcal, z czego 60,5% stanowią węglowodany (34g), 16% to białko (9g), a pozostałych 23,5% wypełniają tłuszcze (5,9g)
25g płatków owianych górskich
10g suszonej żurawiny (uwaga! niektóre są dosładzane)
200g mleka 1,5%
szczypta soli
woda

Płatki i żurawinę zalewam zimną wodą tak aby schowały się pod powierzchnią, solę. Podgrzewam na małym ogniu często mieszając aby płatki nie przywarły do dna garnka. Gdy tylko płatki wchłoną wodę zalewam je zimnym mlekiem i podgrzewam chwilę by mleko nabrało temperatury. Tak przygotowane płatki będą gęste, lekko ciągnące - ja takie lubię najbardziej.
Żurawinę można zastąpić innymi suszonymi owocami albo świeżymi - np. pokrojonym w cienkie plasterki bananem lub tartym jabłkiem - z tą różnicą, że świeże owoce lepiej dodać po ugotowaniu płatków.

(wybaczcie jakość zdjęć, niestety nie mam dostępu do aparatu)



środa, 10 grudnia 2014

Placki owsiane

Dzisiaj proponuję coś na śniadanie. Bardzo smaczne, syte placuszki, które najlepiej podać z soczystymi owocami

Składniki na 12 sztuk:

2 jaja
1 szklanka mąki owsianej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki oleju
garść suszonej żurawiny
300g jogurtu naturalnego lub śmietany 12%



Wszystkie składniki wymieszałam łyżką do połączenia składników. Smażyłam na patelni bez tłuszczu na złotobrązowy kolor. Podałam przełożone plastrami kaki i polane syropem klonowym (z którego radzę zrezygnować jeśli się odchudzacie).


środa, 26 listopada 2014

Chleb ryżowy bezglutenowy

Może nie jest to najszybszy przepis, ale przygotowanie nie przysporzy wam wiele trudu.

0,5 szklanki ryżu
5 szklanek wody
1 łyżka soli

Połączyłam w naczyniu żaroodpornym, przykryłam i wstawiłam do gorącego piekarnika (180*C). Wyłączyłam piekarnik, gdy zobaczyłam "bąbelki". Pozostawiłam do wystygnięcia - powinien powstać kleik.

70g drożdży
1kg mąki - ja użyłam mąki gryczanej i ryżowej - powinny one nie być zanieczyszczone glutenem gdy na opakowaniu mają oznaczenie przekreślonego zboża.


Drożdże rozrobiłam w odrobinie letniej wody z łyżką cukru i mąki. Pozostawiłam do wyrośnięcia. Następnie dodałam oba rodzaje mąk, dokładnie wymieszałam i znów pozostawiłam do wyrośnięcia - około 30 minut.

Przed wstawieniem do pieczenia wyrobiłam ciasto ponownie i umieściłam w dwóch keksówkach wysmarowanych olejem. Piekłam w 180*C do uzyskania chrupiącej skorupki.
Tak - trochę to wszystko trwa, ale pracy jest mało, a efekt wspaniały.
Smacznego.




wtorek, 25 listopada 2014

Coraz bliżej święta :)

Sezon na pierniczki uważam za otwarty.



W tym roku bezglutenowo. Bardzo opuściłam się w regularnym pisaniu, ostatnio brakuje mi czasu... Postanowiłam jednak zadbać o siebie i odrobinę odpoczynku w ciągu tygodnia, więc powinno być lepiej - gotowanie to dla mnie chwila oddechu.  Dzisiaj piekę chleb ryżowy bezglutenowy. 

Co mnie wzięło na "odpuszczenie" sobie glutenu? Ponoć wyjdzie mi to na zdrowie, może ktoś z was też ma ten sam problem (choroba Hashimoto), więc załączam zdjęcie pobrane ze strony skutecznydietetyk.com.pl, które pokazuje jak powinno się jeść by nasze samopoczucie było lepsze.






Przede mną próby przygotowywania świątecznych potraw. Założyłam sobie, że mimo tego, iż święta spędzę w domu rodzinnym to chciałabym by i w naszych czterech kątach pachniało piernikiem i barszczem. Mam nadzieję przygotować na jutro pyszny barszcz.

A czy wy lubicie buraczki? Tak? To świetnie. Są one bardzo zdrowe, zawierają antocyjany – barwniki, które znajdziecie również w czerwonym winie, dzięki nim wspomagamy naszą odporność, spowalniamy starzenie i zapobiegamy występowaniu nowotworów. Buraki zawierają całe mnóstwo kwasu foliowego oraz pierwiastków mineralnych, witaminy C i B1. Składniki mineralne zawarte w burakach rozpuszczają się w wodzie, dlatego lepiej nie gotować buraków, chyba że w zupie. Buraki będą bardziej wartościowe, jeśli upieczecie je w skórce i obierzecie dopiero przed jedzeniem. A jeśli chcecie w pełni skorzystać z ich bogactwa, pijcie surowy sok z buraków.

Buraki są niskokaloryczne, mają zaledwie 38kcal w 100g, ale niestety mają wysoki indeks glikemiczny (IG=64), ponieważ zawierają aż 9,5% cukru.

"Chlebowy" wpis już niedługo :)

Zapraszam do polubienia mojej strony na facebook'u klik.

wtorek, 27 maja 2014

Malinowy sernik na zimno

Składniki na ciasteczkowy spód:

200g ciasteczek Oreo
170g rozpuszczonego masła

Składniki na masę serową:

500g mascarpone
1 kubeczek serka homogenizowanego o smaku waniliowym
400g malin (+garść do ozdoby)
4 łyżki miodu (najlepiej lipowego)
4 łyżki cukru pudru
sok z połowy cytryny
20g żelatyny

Ciasteczka wrzuć do malaksera i rozdrobnij na pył. Dodaj rozpuszczone masło i wymieszaj - powinna powstać masa przypominająca mokry piasek. Wyłóż nią dno tortownicy - najlepiej o średnicy 18/16 cm - moja była za duża i ciasto wyszło płaskie. Odstaw do lodówki

Żelatynę namocz w takiej ilości wody by tylko przykrywała jej powierzchnię. W blenderze zmiksuj maliny, miód, sok z cytryny oraz cukier puder. Dodaj mascarpone oraz serek, zmiksuj. Namoczoną żelatynę rozpuść w mikrofalówce lub w garnuszku (zachowaj ostrożność by jej nie przypalić). Połącz z masą malinowo-serową. Wylej na spód ciasteczkowy i odstaw do lodówki aż do stężenia (ok. 4h). Podawaj przybrane świeżymi malinami i listkiem mięty.

Smacznego :)

Krewetki - bardzo łatwe w przyrządzeniu - 5-10 minut

Nie wiem jak Ty, ale ja jestem wierną fanką krewetek. Lubię je właściwie pod każdą postacią, ale taki ich urok, że im mniej się w okół nich robi tym są lepsze. Takie właśnie są krewetki z tego przepisu - nieprzekombinowane.

Na 3 małe porcje lub 2 duże potrzeba:

400g krewetek, najlepiej obranych (jeśli kupisz w całości, odetnij głowę, natnij grzbiet i pozbądź się czarnej "żyłki" przewodu pokarmowego)
4 ząbki czosnku
1 ususzona papryczka chilli
oliwa z oliwek
sól, pieprz
koper

Obierz i pokrój w plasterki czosnek oraz posiekaj papryczkę. Jeśli nie lubisz zbyt ostrych dań nie dodawaj pestek. Na patelnię wlej oliwę i nie czekaj aż się rozgrzeje - od razu wrzuć czosnek. Gdy zacznie skwierczeć możesz włożyć krewetki, posiekaną papryczkę oraz posiekany koper. Dopraw odrobiną soli i pieprzu. Przesmażaj około 3 minut - aż krewetki zrobią się różowe, lekko zarumienią.
Podawaj ze świeżym pieczywem.

Smacznego

Dietetyczny sernik na zimno

Witajcie po długiej przerwie!

Ostatnio byłam dość mocno zabiegana - doszkalanie się w różnych dziedzinach pochłania mnóstwo czasu. Zaczęłam pracować nad moimi zdolnościami fotograficznymi i jakoś nie mogłam znaleźć czasu na bloga.

Zastanawiałam się też nad zmianą jego formuły - na dania ekspresowe, ale nie wszystko da się tak zrobić, więc pozostanie jak było. W sobotę wyjeżdżam już na stałe do Homara, gdzie postaram się pracować nad nowymi przepisami na bloga. Będą się tu też pojawiać dawne przepisy z nowymi zdjęciami. 

Tradycyjnie dziś - w dniu Mamy - przygotowałam coś na kolację oraz deser. Zacznę od przepisu na deser.


Składniki (na 8 dużych kieliszków):

900g lekkiego jogurtu bałkańskiego (lub wersji mniej dietetycznej, o lepszej konsystencji 250g mascarpone + 650g jogurtu)
1 laska wanilii
1 czubata łyżka miodu
20g żelatyny

400g świeżych lub mrożonych owoców leśnych, malin, truskawek - tych, które najbardziej lubisz
15g żelatyny
ewentualnie cukier lub miód by dosłodzić

Jogurt, miód i wydrążone nasiona wanilii zmiksuj na puszystą masę. Żelatynę namocz w takiej ilości wody by tylko przykrywała jej powierzchnię. Namoczoną żelatynę rozpuść w mikrofalówce lub w garnuszku (zachowaj ostrożność by jej nie przypalić). Połącz z masą jogurtową, przelej do kieliszków i odstaw do lodówki.

Owoce zmiksuj. Żelatynę namocz w takiej ilości wody by tylko przykrywała jej powierzchnię. Namoczoną żelatynę rozpuść w mikrofalówce lub w garnuszku (zachowaj ostrożność by jej nie przypalić). Połącz z owocami, delikatnie nakładaj łyżką na masę jogurtową.

Odstaw do lodówki do stężenia, podawaj przybrane kleksem jogurtu. Smacznego!

wtorek, 25 marca 2014

Tort truskawkowy a la Charlotte

Tort na szybko... a przynajmniej szybciej niż tego się spodziewasz. Przywołuje na myśl lato - jest lekki, słodko-kwaśny.

Biszkopt na blaty możesz upiec z własnego ulubionego przepisu, ALE takiego nigdy nie nasączaj, jest na to zbyt delikatny. Możesz też wykorzystać biszkopt na rolady białe.

Potrzebne będą:

biszkopty typu kocie języczki

Blat - rolada biała - blacha 40x30 cm:

4 jaja
60g cukru
50g mąki
30g mąki ziemniaczanej

Jaja z cukrem utarłam na puszystą masę. Do powstałej masy przesiałam oba rodzaje mąki i mieszałam ręką. Technika mieszania jest łatwa: znurzamy rękę w środek miski i wyciągamy zewnętrzną częścią dłoni po ściankach zagarniając masę z powrotem do środka. Powstałą masę wylałam na wyłożoną pergaminem blachę. Piekłam przez 20 minut w temperaturze 200*C.

Na mus owocowy:
Beza włoska:

60g białka
150g cukru
woda

125g cukru zalałam wodą (tak by przykrywała cukier) i gotowałam nie mieszając do próby nitki - należy zanurzyć łyżkę w gotującym się "syropie", wyciągnąć, ostatnia ociekająca kropla powinna się ciągnąć w taki sposób by imitowała nić, ten efekt nastąpi gdy masa osiągnie temp. 120*C. 25g cukru ubiłam z białkami - lekko, nie były jeszcze sztywne gdy cieniutką strużką ugotowanego cukru zalewałam białka. Ubijałam aż masa stała się świecąca, ale nie "rwąca".

Mus truskawkowy

800g mrożonych lub świeżych truskawek
350g śmietanki 36%
160g bezy włoskiej
18g żelantyny w płatkach

Truskawki zmiksowałam. Do masy truskawkowej dodałam namoczoną i rozpuszczoną żelatynę. (Najpierw należy namoczyć ją w dużej ilości wody, następnie odcisnąć, przełożyć do miseczki i rozpuścić w mikrofalówce lub kąpieli wodnej.) Aby żelatyna dobrze łączyła się z truskawkami najpierw dodałam odrobinę truskawek do żelatyny, połączyłam w jednolitą masę i dopiero wtedy przelałam do musu truskawkowego. Śmietanę ubiłam na sztywno i delikatnie dodałam do masy. Na koniec dodałam bezę.

Przygotowałam dwa blaty z ciasta. pierwszy wyłożyłam na dno tortownicy. Na brzegach ustawiłam biszkopty typu kocie języczki - robiłam to bardzo ciasno i tak aby zakrywały dno - na brzegach tortu widać tylko kocie języczki - spód jest za nimi, nie wystaje pod nimi (mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi). Na tak przygotowaną konstrukcję wylałam połowę masy owocowej, przykryłam drugą warstwą ciasta, wylałam resztę musu. Ciasto było w lodówce przez całą noc. Rano wyjęłam je z rantu, ozdobiłam goździkami i wstążką. I taki właśnie był mój tegoroczny tort urodzinowy.