sobota, 20 października 2012

Carpaccio z polędwicy wołowej

To chyba moja ulubiona przystawka... Nie ma w jej przygotowaniu żadnej większej filozofii, a jednak zdarzają się takie, których po prostu nie da się jeść.

Potrzebne składniki:

polędwica wołowa
marynowane cebulki
marynowane kapary
oliwki
sól
pieprz
suszona bazylia
świeża bazylia
sok z cytryny
oliwa z oliwek
grana padano lub parmezan

Żeby uzyskać cienkie plasterki należy kawałek polędwicy zamrozić i naostrzyć nóż. Na pół godziny przed krojeniem wyjąć z zamrażarki. Kroić w cienkie plasterki.



Następnie: skropić cytryną, doprawić solą, pieprzem, suszoną bazylią. Dodać kilka kaparów, oliwek, marynowanych cebulek i oprószyć tartym parmezanem lub grana padano. Na koniec odrobina oliwy i listek bazylii do ozdoby.




Smacznego!

Lasagne ze szpinakiem

Tym razem przepis na makaron zapiekany ze specjalną dedykacją dla Krupy - gotuj dla nas więcej!!! Opowiem niewtajemniczonym o co chodzi - Krupa (kto to jest?) wraz ze swoją przeuroczą małżonką Magdą oraz synem Fifim są już bardzo długo częścią naszego życia. Poznaliśmy się kilkanaście lat temu, jeśli dobrze pamiętam przed moim pierwszym wyjazdem za granicę - sylwester na Cyprze. Pamiętam jak dziś jak ogromne wrażenie wywarło na mnie to, że jedziemy z rodzicami świętować nadejście nowego roku w towarzystwie TAKIEJ GWIAZDY!!! Szybko z resztą okazało się, że Jarek jest zupełnie normalnym człowiekiem: skromnym, sympatycznym, z  fantastycznym poczuciem humoru no i przeklinającym w tak zabawny sposób, że nie mogło się to skończyć inaczej niż długoletnią przyjaźnią. Wczoraj poczęstował moich rodziców oraz kolejną parę, bez której również nie wyobrażam sobie naszego codziennego życia - Hildów (na pewno i o nich dowiecie się niedługo więcej) zapiekanką z przepisu, który można znaleźć na moim blogu. Tak więc wracając do lasagne - ten przepis jest dla Ciebie Jarku :)

Na 6-8 porcji potrzeba:

2kg świeżego szpinaku lub 900gr mrożonych liści
200g cebuli (2 średniej wielkości)
600g pomidorów (2 duże)
2 ząbki czosnku
50g masła
40g mąki
ok. 300ml mleka
250ml słodkiej śmietany
1 łyżka ziół prowansalskich (suszonych)
5 jajek
12-15 płatów lasagne (niegotowanych)
300g startego sera fontina

i na dodatkowy beszamel:

2 łyżki masła
2 łyżki mąki
mleko na oko... 150-200ml
gałka muszkatołowa

Jeśli używacie świeżego szpinaku to należy go blanszować 5 minut w osolonej wodzie, później zahartować zimną wodą i dobrze odcisnąć.

Cebulę obrałam i pokroiłam w drobną kostkę. Oto jak zrobić to najłatwiej: cebulę obieram, ale nie odcinam końcówki, na której są... "włoski". Kroję na pół, później w cienkie paseczki, ale nie docinam do końca - tak aby się nie rozpadało przy krojeniu w poprzek:




Kroję w poprzek i mam już gotową drobniusieńką kosteczkę (i łzy cieknące jak przy scenie pocałunku Rose i  Jack'a Dawson'a w Titanic'u).

Na patelnię wrzuciłam masło i cebulkę, poczekałam, aż się zeszkli i dodałam szpinak.
Kiedy szpinak się rozpuścił, lekko odparował, dodałam czosnek, zioła, mąkę i śmietanę. Mieszałam dokładnie cały czas podlewając mlekiem do uzyskania odpowiedniej konsystencji (na oko, nie może być za rzadkie). Następnie doprawiłam solą, pieprzem i odrobiną sosu sojowego (niekoniecznie, ale ja lubię jego lekki posmak, niektórzy dodają np.: warzywko, vegetę). Odstawiłam, by lekko przestygło i dodałam rozmącone jaja i szybko wymieszałam. Miałam pewne obawy co do tego, czy makaron nie będzie twardy, więc przygotowałam dodatkowo beszamel: na patelni rozpuściłam masło, dodałam mąkę i dokładnie wymieszałam. Następnie powoli dolewałam mleko, tak by nie powstały grudki (można mleko wcześniej podgrzać, to ponoć ułatwia sprawę). Uzyskałam gęsty sos, który doprawiłam solą, pieprzem i gałką muszkatołową do smaku.

Na dno żaroodpornego naczynia wyłożyłam połowę beszamelu, płaty makaronu, szpinak i pomidory pokrojone w plastry (wcześniej je obrałam - nacięłam lekko skórkę, włożyłam na chwilę do wrzątku i bez problemu ją ściągnęłam) i 1/3 ilości sera. Kolejna warstwa była dokładnie taka sama. Na koniec nałożyłam szpinak już bez pomidorów, ale za to z drugą częścią beszamelu i posypałam pozostałym serem.




Powinno być gotowe po 50 minutach pieczenia w temp. 180*. 




Twaróg

Wcale nie żartuję! Dziś przepis na domowy twaróg. Sądzę, że najtrudniejszym zadaniem jest zdobyć mleko prosto od krowy.

Ja miałam do wykorzystania ok. 3l i odstawiłam je na dwa dni, aby się zsiadło (temp. pokojowa). Tak przygotowane mleko należy wlać do garnka i podgrzewać na wolnym ogniu aż do temperatury 50* bardzo często mieszając, tak by nie przywierało. Następnie wylać na sitko i odczekać, aż nadmiar płyny odsączy się. I koniec. Tak przygotowany twaróg polecam kroić w plastry i podawać na świeżym ciemnym pieczywie z łyżeczką miodu kasztanowego na wierzchu, pychotka!









poniedziałek, 15 października 2012

Muffiny z kremem pomarańczowym

To pierwsze muffinki z przepisu z nowej książki kucharskiej. Jeśli wszystko będzie z niej smakować jak te muffiny to był to bardzo dobry zakup. Książka jest z Lidl'a i kosztowała 12,50, przyjemna cena.

Wbrew temu, co mogłoby się wydawać są lekkie i orzeźwiające (naprawdę nie są słodkie ani ciężkie!).

Oto składniki na 12 sztuk:

275g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
3 łyżki kakao
1 jajko
130g cukru
80ml oleju
300ml maślanki

Krem:

3 łyżki soku pomarańczowego
200ml śmietany kremówki
cukier waniliowy do smaku
1 op. śmietan-fix'u
łyżeczka drobno posiekanej kandyzowanej skórki z pomarańczy
skórka otarta ze świeżej pomarańczy

Standardowo: rozgrzałam piekarnik do temperatury 180*. Wymieszałam ze sobą suche składniki w jednej misce, a w drugiej mokre. Następnie zmieszałam razem bardzo niestarannie widelcem i szybko porozkładałam do papilotek. Piekłam 30 minut.




Śmietanę wstępnie ubiłam, później dodałam śmietan-fix, cukier, sok i skórki (część świeżej zostawiłam do ozdoby). Odcięłam górę z każdej muffinki, nałożyłam odrobinę śmietany, przykryłam i - jak widać na zdjęciach - zrobiłam jeszcze jednego małego kelksika śmietanowego na wierzchu przyozdabiając skórką z pomarańczy i posypując cukrem pudrem.




Smacznego!

niedziela, 14 października 2012

Wino śliwkowe

Likiery są domeną Mamy, wina - Taty. Oto przepis na wino śliwkowe, który oczywiście polecam, ale uważajcie - to wciąga ;)

Mama strasznie nie lubi, gdy w kuchni stoi pełno różnych butli, wg niej wygląda to nieładnie i powoduje wrażenie bałaganu. Tata jako wzorowy, kochający ponad wszystko swoją Beatkę mąż wyniósł "buteleczki" do piwnicy. Przez pierwszych kilka tygodni, gdy wracał z piwnicy mówił wymownie "tam jest za zimno, one nie będą pracować", ale Mama pozostała nieugięta i dlatego na wejściu do naszej małej winiarni stoją dwie butle... owinięte starannie starymi poszwami.


Wracając do wina śliwkowego na 35 litrów potrzebne będzie:

32kg śliwek (od wujka Kazika ;P)
11l wody przegotowanej
7,5kg cukru
pożywka do drożdży, wg przepisu na opakowaniu
drożdże w płynie, np.: burgund, madera, tokay
9ml pektopolu

Na 24 godziny przed planowanym zbiorem owoców Tata przygotował matkę drożdżową. Do litrowej butelki wrzucił:
200g rozdrobnionych winogron (mogą być z pestkami)
150ml przegotowanej wody
2 łyżeczki cukru
i zatkał korkiem z waty. Pasteryzował przez 30-40 minut. Po ostudzeniu dodał odrobinę pożywki i opakowanie drożdży w płynie. Zatkane korkiem odstawił w ciepłe miejsce na dwa dni (w temp. 24-25*C).




Pozbawił śliwki pestek i rozdrobnił (angażując w to całą rodzinę- Mamę, jej kuzyna Dawida i jego żonę), zasypał je połową ilości cukru (3,75kg). Wymieszał porządnie i pozostawił na noc (12 godzin). Za każdym razem, gdy butla jest odstawiana Tata zatyka ją watą lub gazą tak, by nie dostały się do środka żadne niechciane składniki ;) - muszki.





Rano zalał 5,5l gorącej wody, dodał 9ml pektopolu, całość mocno wymieszał. Pozostawił do wystygnięcia od czasu do czasu mieszając.

Przyszedł czas na dodanie matki drożdżowej i pożywki (ilość wg przepisu na opakowaniu) dla rozwoju drożdży. Wszystko wymieszał.
Sprawdził poziom stężenia cukru. Początkowe stężenie w nastawie nie powinno przekraczać 22*Blg.



Zatkał rurką z wodą i odstawił na tydzień. W tym czasie zachodzi tzw. fermentacja w miazdze. Tata ponownie ściągnął do domu chętnych pomocników i odcedzili razem płyn przez gazę od owoców.


Sprawdził stężenie cukru. Wyniosło 7*Blg.




Pozostałą część cukru (3,75kg) rozpuścił w gorącej wodzie (5,5l) i po ostudzeniu wlał do gąsiora. I na koniec ponownie zmierzył stężenie cukru (wniosło 14Blg). Z Taty wyliczeń wynika, że wino na koniec fermentacji będzie miało około 14-15% zawartości alkoholu.



Wino powinno pozostać w ciepłym miejscu aż skończy się fermentacja, wytrąci się osad i zrobi się klarowne. Wino ze śliwek klaruje się ciężko, więc będzie gotowe do picia za około 10 miesięcy. W międzyczasie będziemy je zlewać znad osadu - w związku z tym na pewno pojawi się tutaj kolejna fotka.

Angielski likier cytrusowy

Trzy lata temu postanowiliśmy spróbować (a właściwie Rodzice spróbowali) robienia domowych win i nalewek - z, nieskromnie mówiąc, fantastycznym efektem. Wina są naprawdę pyszne, znajomi moich Rodziców regularnie dostarczają nam puste butelki, by w zamian otrzymać pełne wina lub nalewki. Próbowaliśmy już czarnej porzeczki, malin, bananów, pomarańczy, aronii, pigwy... Czas więc podzielić się swoimi osiągnięciami z Wami! Nie bójcie się! Spróbujcie i sami przekonajcie się, że warto :)

Oto przepis na likier cytrusowy, który będzie gotowy do degustacji już za 3 miesiące:

3 pomarańcze
2 cytryny
2 limonki
2 kg cukru
1,5l wody
1l spirytusu 95%
20 goździków
1 laska wanilii
kawałek kory cynamonu

Likier robiła Mama - wyszorowała cytryny, naszpikowała goździkami, włożyła do naczynia, wlała spirytus i 500ml wody, dodała rozciętą laskę wanilii i cynamon. Tak stoi już tydzień. Za kolejne 7 dni (czyli 14 od nastawienia) należy zagotować resztę wody z cukrem.. Z syropu zebrać szumowiny, wystudzić go. Nalew zlać (pomarańcze odcisnąć, cytryny i limonki wyrzucić), połączyć z syropem. Likier przelać do butelek. Trunek pozostawić na 3 miesiące do dojrzewania.




Po tygodniu:


sobota, 6 października 2012

Tarta limonkowa

Dziś przyszedł czas na odwiedziny małego Konrada :) Postanowiłam przygotować dla Niego tartę limonkową. Lubię ją ze względu na to, że łączy klasyczny smak czekolady deserowej ze świeżością aromatu limonki (która, z resztą nie wiem dlaczego, kojarzy mi się z wakacjami).



Oto lista składników:

300g ciasteczek Belvita (z owocami)
60g gorzkiej czekolady
50g miękkiego masła
1 łyżka kakao
300ml śmietany kremówki
397g mleka skondensowanego słodzonego
175ml soku z limonki
skórka otarta z 4 limonek

Ciasteczka, czekoladę (50g, posiekanej), masło i kakao wrzuciłam do blendera i doprowadziłam do stanu, w którym wyglądały jak mokry piasek.


Tymże piaskiem Mama wyłożyła dno tortownicy i odstawiła do lodówki na czas przygotowywania masy limonkowej.
Otarłam skórkę z limonki i resztę czekolady - zostawiam na koniec by ozdobić ciasto. Normalnie należy wymieszać ze sobą sok z limonki i mleko, później dodać śmietanę i ubić, wyłożyć na spód i odstawić do lodówki na kilka godzin, a najlepiej na noc. Jednak w związku z tym, że ciasto miało dojechać do Konrada musiałam trochę zmodyfikować przepis - ubiłam śmietanę z mlekiem, rozpuściłam 10gr żelatyny, dodałam do niej sok z limonki, by ją wystudzić i powoli wmieszałam w masę śmietanową. Ciasto bez żelatyny prezentuje się dużo lepiej i tak polecam je Wam robić - mnie takie bardziej smakuje, wersja "żelatynowa" przypomina trochę sernik na zimno - jest jednak bardziej puszysta. Na koniec należy okrasić smakołyk zielono-brązową posypką.